Są miasta, które żyją legendami rycerzy, cudami świętych i opowieściami o dawnej chwale. Nuln nie jest jednym z nich. Tu nie ma miejsca na baśnie – jest za to proch, stal i zimna matematyka wojny. W sercu Imperium, gdzie rzeka Reik toczy swoje mętne wody pod ciężarem handlu, intryg i krwi, Muszkieterzy z Nuln stoją jak żywy mur między cywilizacją a tym, co czai się w mroku. To nie są herosi, którzy giną w glorii – to precyzyjne narzędzie wojny, które zabija, zanim wróg zdąży wypowiedzieć pierwsze bluźnierstwo. A jednak w tej surowej machinie jest coś, co spaja ją mocniej niż stal – braterstwo. Niezależnie od pochodzenia, każdy muszkieter wie, że w ogniu bitwy liczy się tylko to, czy towarzysz po lewej i prawej stronie utrzyma linię.
Dzisiejszy wpis zabierze was w świat, w którym bogato zdobiony hełm i srebrne guziki to tylko fasada, a prawdziwą wartość mierzy się szybkością przeładowania i celnością salwy. Poznacie kompanię, w której obok kapitanów i sierżantów maszerują Magistrowie Ognia i Metalu, prezbiterzy Sigmara, inżynierowie i rangerzy Bugmana – a każdy z nich ma swoją rolę w machinie wojennej Nuln. To opowieść o armii, w której braterstwo rodzi się z huku wystrzałów i wspólnego dźwigania skrzyń z prochem, a więź między żołnierzami jest tak mocna, że nawet śmierć wydaje się zaledwie przerwą w służbie. Tu nie czeka się na błogosławieństwo – tu sami stają się błogosławieństwem… dla Imperium, i przekleństwem dla jego wrogów
Kiedy rycerze śpiewają o honorze, a kapłani bredzą o cudach, my, muszkieterowie z Nuln, ładujemy lufy naszych muszkietów. Nie potrzebujemy modlitw. Nie składamy przysiąg. Nasza wiara jest prochem, nasza ewangelia to stal. Jeden strzał - jedna decyzja. I jeśli Sigmar chce, byś żył - nie staniesz na linii celownika.
Lufa muszkietu nie zna litości. Nie pyta o herby, nie liczy modlitw, nie rozróżnia krwi chłopa od krwi arystokraty. Każdy wróg Imperium - mutant, heretyk, przemytnik, czy zdrajca - kończy tak samo: w huku wystrzału, z kulą w sercu, nim zdąży wykrzyczeć swe bluźnierstwo.
My nie krzyczymy. My nie szarżujemy. My nie czekamy na błogosławieństwo. Kiedy inni ruszają do boju - my już złożyliśmy ofiarę. Na zimno. Z dystansu. Bez emocji. Bo precyzja to cnota. A strach… to tylko oddech, który utrudnia celowanie.
- Kapitan Adalbert Grigg, dowódca Czarnej Kompanii z Nuln
Muszkieterzy z Nuln to coś więcej niż żołnierze – to żywy manifest potęgi, nowoczesności i niezłomnej woli Południa Imperium. Salwy z broni palnej rozbrzmiewają już nie tylko na polach bitew, ale i na placach ćwiczebnych, na mostach Reiku i w dusznych, cuchnących kanałach miasta zwanego Klejnotem Imperium, gdzie ludzkość prowadzi swoją codzienną, nierówną wojnę z ciemnością. Dla Hrabiny Emmanuelle von Liebowitz, Muszkieterzy to osobisty projekt i oczko w głowie – dowód na to, że miasto Nuln, dawna stolica i kuźnia Imperium, wciąż przewodzi ludzkości, nie szablą, lecz gwintowaną lufą muszkietu.
Uformowani jako regularna, zawodowa piechota liniowa, Muszkieterzy z Nuln stanowią rdzeń armii nowego typu, opartej na sile ognia, manewrze i dyscyplinie. Ich podstawowe uzbrojenie to muszkiety, pieczołowicie produkowane w warsztatach rusznikarskich, gdzie każda lufa, każda zamek, każdy spust przechodzi ścisłą kontrolę. Ta broń prochowa, choć wymagająca, w rękach wyszkolonych strzelców potrafi zdziesiątkować szeregi wroga, nim ten zdoła zbliżyć się na odległość rzutu toporem. Bagnety montowane pod lufą pozwalają na błyskawiczne przejście z szyku strzeleckiego do walki w zwarciu – ich użycie ćwiczy się z precyzją godną tileańskich fechmistrzów.
Doświadczeni inżynierowie elitarnych oddziałów wyposażeni są także w revolvery – eksperymentalne, wielolufowe muszkiety zdolne do wielokrotnego strzelania bez konieczności przeładowania. Choć cięższe i trudniejsze w obsłudze, revolvery mają miażdżącą siłę ognia i wykorzystywane są przez najbardziej doświadczonych weteranów do ochrony kluczowych pozycji, drzwi, wąskich przejść oraz w operacjach ulicznych. W ogniu ich wystrzałów giną nie tylko wrogowie, ale i mrok – bo revolvera to broń niepokornych, odpowiedź świata ludzi na bezlitosną perfidię Chaosu.
W szeregi muszkieterów wcielani są także rajtarzy – kawalerzyści wyszkoleni do walki z siodła, uzbrojeni w pistolety i miecze, pełniący funkcję zwiadowczą i przełamującą. Ich szarże, prowadzone w synchronizacji z ostrzałem linii piechoty, rozbijają zwarte szyki wroga i ścigają niedobitki. W czasie pokoju rajtarzy pełnią funkcje eskortowe i reprezentacyjne – to właśnie ich paradne przejazdy wzbudzają podziw córek mieszczan i lęk wśród wszelakich przestępców.
Muszkieterzy z Nuln noszą bogato zdobione mundury w barwach czerni i srebra – z haftowanymi rękawami, wysokimi, zdobionymi czako, medalionami gildii i symbolami miasta. Tkaniny, guziki i barwienia produkowane są przez cechy miejskie specjalnie dla tej formacji – duma Hrabiny musi błyszczeć nie tylko na polu chwały, ale i w oczach gawiedzi. Widowiskowe ćwiczenia, odbywające się na Wielkim Dziedzińcu Imperialnej Szkoły Artylerii, to widowiska przyciągające tłumy obywateli – salwy synchroniczne, błysk bagnetów, precyzyjne manewry – wszystko to w takt marszów granych przez orkiestrę wojskową. Dla wielu młodych mieszkańców Nuln, wstąpienie do Muszkieterów to szczyt aspiracji – droga do chwały, kariery, a może nawet łaski samej Hrabiny. Ale za blaskiem tych pokazów kryje się mrok, który zna tylko ten, kto przeżył nocny patrol w kanałach. Skaveny, plugawe człekokształtne szczury, plenią się w podziemiach Nuln jak zaraza. Ich tunele, brudne rytuały i niepokojąco zaawansowane, choć prymitywne technologie, stanowią realne, śmiertelne zagrożenie dla wszystkich mieszkańców Nuln. Kompanie Muszkieterów prowadzą regularne czyszczenia kanałów, wspierane przez strażników miejskich, prezbiterów i oddziały rangerów. W tych walkach nie ma miejsca na honor – są tylko krzyki, dym, błysk luf i krew na brukowanych schodach.
Rangerzy Bugmana, krasnoludzcy zwiadowcy wspierający niektóre kompanie, są niezastąpieni w rozpoznaniu. Uzbrojeni w kusze i krasnoludzkie topory, poruszają się w ciemności, wyczuwają wibracje pod stopami i ostrzegają przed zagrożeniami, nim zaskoczą one ludzkich towarzyszy. Choć nie używają prochu, ich chłodna skuteczność doskonale uzupełnia ognistą dyscyplinę Muszkieterów.
Wśród muszkieterów służą również Prezbiterzy Sigmara – nie starzy dogmatycy, ale kapłani–wojownicy Zakonu Srebrnego Młota, głoszący, że Sigmar objawia się nie tylko w młocie, ale i w ogniu muszkietu. Ich obecność to nie tylko duchowe wsparcie – to również autorytet moralny i narzędzie inkwizycyjne, gotowe rozprawić się z odstępcami. Zakuci w zbroje, dzierżący młoty i kazania, kapłani Zakonu Srebrnego Młota wspierają kompanię zarówno na placu ćwiczeń, jak i w czasie walki. W ich interpretacji wiary nie ma sprzeczności między pobożnością a strzelaniem – bo ogień muszkietu to tylko przedłużenie gniewu Sigmara. Ich obecność podkreśla rozłam między południowym kultem postępu a konserwatywnym kultem Ulryka, który nadal gardzi bronią palną jako plugawym dziełem inżynierii.
Każdy muszkieter zna swoje miejsce – w szyku, w historii i w oczach społeczeństwa. Ich oddanie sprawie, mundurowi rygor, dyscyplina i umiejętność walki czynią z nich elitę nie tylko militarną, ale i moralną. Ich służba to zaszczyt, ale i obowiązek, bo każde potknięcie, każda porażka, to nie tylko hańba – to zagrożenie dla całego południa.
Służba w tej formacji to nie tylko prestiż, ale i ofiara. Młodzi oficerowie, wywodzący się z nowej fali arystokracji Nuln, widzą w Muszkieterach drogę do kariery. Ale starzy sierżanci, którym proch osiadł w płucach, wiedzą, że tu nie chodzi o medale – tu chodzi o przetrwanie. W mroku południa, gdzie ulrykańska tradycja jest tylko echem, a Sigmar przemawia z lufy muszkietu, tam Muszkieterzy z Nuln stają się ostatnim bastionem cywilizacji. Bo gdy zawodzi stara wiara i miecz nie wystarcza, to proch przemawia ostatecznym słowem.
Kapitan Muszkieterów z Nuln to oficer uformowany z tej samej stali i prochu, co jego oddział – zimny, zdyscyplinowany i bezlitosny w działaniu. Wywodzi się zwykle z rodzin kupieckich lub niższej szlachty, gdzie rachunek zysków i strat jest równie istotny w handlu, co na polu bitwy. Jego mundur, skrojony z najlepszych tkanin cechu krawców i ozdobiony insygniami miasta, nie jest symbolem próżności, lecz władzy i odpowiedzialności. Dowodzi z dystansu, oceniając pole walki jak tarczę strzelniczą – nie po to, by popisać się odwagą, ale by dobrać właściwy kąt, odległość i moment, w którym padnie rozkaz salwy. W jego oczach każda bitwa to równanie, w którym liczba luf i tempo przeładowania mają większe znaczenie niż okrzyki bojowe czy herby wroga. Potrafi zachować absolutny spokój nawet wtedy, gdy huk dział zagłusza rozkazy, a w powietrzu unosi się zapach krwi i spalonego prochu. W kanałach Nuln czy na murach oblężonego fortu Kapitan stoi zawsze tam, gdzie linia może pęknąć – z muszkietem w ręku, ale i z chłodnym umysłem, który nie zna litości ani zwątpienia. W ciemnościach podziemi potrafi jednym spojrzeniem uciszyć panikę i przywrócić szyk, a na otwartym polu, wśród świstu kul, wydać rozkaz, który odwraca losy starcia. Zna imiona swoich ludzi i ich mocne strony, dlatego potrafi rozdzielać zadania z matematyczną dokładnością. Każdy rozkaz wypowiada tonem nieznoszącym sprzeciwu, a każde polecenie poprzedza krótkim namysłem, jakby w głowie widział całą mapę bitwy.
***
Magowie służący w szeregach Muszkieterów z Nuln wywodzą się głównie z dwóch kolegiów – Ognia i Metalu – łącząc w swojej służbie dyscyplinę wojskową z potęgą magii bitewnej. Magister Ognia, wyszkolony w Kolegium Płomienia w Altdorfie, jest dla kompanii czymś więcej niż wsparciem – stanowi ruchomą baterię artylerii, zdolną jednym gestem podpalić barykady, rozproszyć szarżę lub obrócić machinę oblężniczą w płonący wrak. W bitwie działa w ścisłej synchronizacji z linią muszkieterów, rozpalając powietrze między salwami, a jego ogniste pociski i strumienie płomieni rozbijają morale wroga szybciej niż grad kul. Wygląda jak uosobienie płomienia – odziany w szkarłat i złoto, z runicznymi pierścieniami i peleryną trzepoczącą w żarze jego własnej magii. Choć jego moc jest gwałtowna, używa jej z chirurgiczną precyzją, rozumiejąc, że w taktyce Nuln ogień ma nie tyle płonąć wszędzie, co uderzyć tam, gdzie zada największy cios.
Magister Kolegium Metalu to intelektualny filar nowoczesnej wojny – alchemik i strateg w jednej osobie, którego umiejętności przenikają każdy aspekt działań Muszkieterów. W bitwie jego zaklęcia wzmacniają lufy muszkietów, hartują ostrza bagnetów i potrafią zamienić wroga w posąg ze złota lub brązu. Jako znawca metalurgii i inżynierii jest bezcennym doradcą w utrzymaniu i udoskonalaniu broni prochowej, a także w sabotażu machin przeciwnika. W srebrno-mosiężnych szatach, z kapturem wyszywanym symbolami Chamon, wygląda niczym kapłan postępu – łączący magię z nauką w służbie południowej potęgi Imperium. W kanałach Nuln potrafi zaklęciem zamknąć żelazną kratę w ułamku sekundy lub wzmocnić most, który miał runąć pod ciężarem wojsk. Obaj – i Mistrz Ognia, i Mistrz Metalu – działają w harmonii z muszkieterską dyscypliną, dowodząc, że proch, stal i magia, odpowiednio użyte, stanowią niepodzielną trójcę zwycięstwa.
***
Prezbitera Sigmara w szeregach Muszkieterów z Nuln trudno pomylić z kaznodzieją z prowincji – to kapłan–wojownik Zakonu Srebrnego Młota, który zamiast wieńca modlitw nosi na szyi symbol Sigmara nad muszkietem, a w dłoni dzierży młot równie pewnie, co księgę kazań. W polu towarzyszy żołnierzom w pierwszej linii, udzielając błogosławieństwa przed salwą i dobijając tych, którzy przetrwali grad kul. W jego naukach ogień prochu jest przedłużeniem gniewu Sigmara, a precyzyjny strzał – dowodem boskiej sprawiedliwości. W kanałach Nuln, pośród dymu i wrzasku skaveńskich potyczek, głosi słowa, które podnoszą morale, ale i ostrzegają, że każdy tchórz i heretyk spotka ten sam los co mutant – bez sądu i bez litości. Dla kompanów jest nie tylko duchowym wsparciem, ale i żelaznym autorytetem, który przypomina, że w armii Nuln wiara i proch maszerują ramię w ramię.
***
W szeregach Muszkieterów z Nuln to inżynierowie dbają o stan luf i mechanizmów zamków, adaptują broń do warunków pola walki i nadzorują obsługę revolver czy wozów bojowych. Potrafią wprowadzać drobne modyfikacje, które zwiększają szybkostrzelność lub celność, a także improwizować, gdy sytuacja wymaga prowizorycznych napraw pod ostrzałem. Prowadzą testy nowej amunicji, eksperymentują z prochem o różnej granulacji i opracowują narzędzia, które pozwalają muszkieterom działać szybciej i skuteczniej. Na polu bitwy ich obecność bywa decydująca – nie poprzez okrzyki i szarże, lecz przez suchy trzask sprawnego mechanizmu i świst kuli wystrzelonej z perfekcyjnie ustawionej lufy. Dla wielu żołnierzy są cichymi bohaterami – tymi, którzy sprawiają, że broń strzela, kiedy naprawdę musi, a wróg nie dostaje drugiej szansy.
***
Sierżant Muszkieterów z Nuln to twardy weteran, który zna smak prochu lepiej niż wina i potrafi rozpoznać wadliwy mechanizm po samym dźwięku przeładowania. Wywodzący się najczęściej spośród szeregowych muszkieterów, z latami służby w kanałach, na murach i w polu, jest ogniwem łączącym rozkazy kapitana z codzienną rutyną oddziału. Prowadzi muszkieterów w szyku, koryguje ich postawę przy strzale, wymusza tempo przeładowania i nie waha się użyć bagnetu, gdy wróg zbliży się za bardzo. Jego głos, chrapliwy od dymu prochowego, potrafi przebić się przez huk salwy i zamęt bitwy, a spojrzenie – zamrozić w miejscu nawet najbardziej butnego lub przestraszonego rekruta. Bowiem dobry sierżant wie, że jeden zbyt pewny siebie lub złamany człowiek to początek klęski. A on nie pozwoli, by Nuln przegrało przez czyjąś słabość. Nawet jeśli miałby ją wypalić prochem.
Milicja to oddziały powoływane doraźnie jako lokalne siły obronne, formowane z chłopów, rzemieślników i mieszczan. Niektórzy z nich to ochotnicy, pragnący zasłużyć się miastu i zyskać zaszczyt służby w szeregach Muszkieterów, inni to ludzie wcieleni z przymusu po żniwach. Wyposażenie i uzbrojenie zapewniają gildie, dlatego jego jakość bywa różna i zależy od zamożności dzielnicy lub gildii, z których pochodzą milicjanci.
***
Muszkieterzy to doskonale wyszkoleni i zdyscyplinowani żołnierze, wyspecjalizowani w obsłudze broni prochowej, stanowiący dumę militarnej tradycji Nuln. Często biorą udział w turniejach i pokazach organizowanych przez Hrabinę Emmanuelle von Liebowitz, gdzie publiczność wiwatuje na widok ich kunsztu i precyzji. Ich umiejętności uczyniły z nich nie tylko elitarnych wojowników, lecz także część miejskiej kultury i dumy stolicy Południa. Podczas wystawnych uczt i miejskich zabaw bywają proszeni o udział w pokazach, gdzie demonstrują błyskawiczne przeładowywanie, salwy honorowe i celność godną legend. Niejednokrotnie wyzywają miejscowych śmiałków na zawody strzeleckie, gdzie stawką bywa kufel rumu, wieczna chwała lub sakiewka pełna miedzianych monet.
***
Przed wiekami, gdy cywilne władze Nuln utonęły w korupcji, Imperator oddał porządek w ręce garnizonu wojskowego. Dziś strażnicy to weterani, dla których prawo to rozkaz, nie sugestia. Ich mundury noszą ślady walk w kanałach ze skavenami i pożarów w dzielnicach biedoty. Uzbrojeni w halabardy, broń prochową i zimną obojętność, nie wahają się łamać kości i palić podejrzanych nor. Dla jednych to etap służby, dla innych – dożywotnia pokuta. W mieście, gdzie każdy cień kryje zdradę, ich bezwzględność jest ostatnią linią między porządkiem a Chaosem.
W Nuln strażnicy miejscy są trybikami w machinie wojska, miażdżącymi wszystko, co zagrozi porządkowi Emmanuelle von Liebowitz.
***
Rajtarzy to ruchome uzupełnienie formacji muszkieterów. Gdy piechota wiąże wroga ogniem, oni okrążają przeciwnika, zasypując go krótkimi, celnymi salwami z pistoletów. Ich konie, choć nie tak okazałe jak paradne rumaki, są wytrzymałe i przyzwyczajone do huku wystrzałów. To nie błędni rycerze, lecz praktyczni kawalerzyści. Ich siła nie leży w szaleńczych szarżach, lecz w precyzyjnych manewrach i zdolności do szybkiego przejścia z walki ogniowej do bezpośredniej konfrontacji.
***
Wkrótce po tym, jak Josef Bugman odbudował swój legendarny browar, niegdyś zrównany z ziemią przez Zielonoskórych, stało się jasne, że bez stałego nadzoru ze strony doświadczonych krasnoludzkich wojowników zarówno sam proces warzenia piwa, jak i jego bezpieczny eksport poza granice Karaz Ankor będą w praktyce niemożliwe do utrzymania. W tamtych niespokojnych i niebezpiecznych czasach największe zagrożenie stanowili dzicy Zielonoskórzy, którzy szerzyli terror w ciemnych lasach i bezkresnych ostępach rozciągających się pomiędzy ludzkimi i krasnoludzkimi osadami. Karawany kupieckie, zarówno krasnoludów, jak i ludzi, były dla nich łatwym i łakomym łupem – nie tylko dla orków i goblinów, ale też dla zwykłych bandytów, zbiegłych więźniów i zdegenerowanych wyznawców Chaosu, czających się w mroku niczym dzikie zwierzęta.
Josef Bugman, pragmatyk, patriota i strateg, szybko zrozumiał, że potrzebuje nie tylko strażników stojących na warcie przy bramie browaru, ale także mobilnych, doskonale wyszkolonych oddziałów zdolnych do ciągłego patrolowania najważniejszych traktów handlowych, łączących Karaz Ankor z ziemiami ludzi. Dlatego powołał do życia formację znaną jako Krasnoludzcy Rangerzy, szerzej znanych także jako Rangerzy Bugmana – elita zwiadowców, tropicieli i strzelców, którzy porzucili życie w bezpiecznych, kamiennych korytarzach twierdz, by strzec szlaków, przełęczy i pogranicza przed każdą zagrażającą siłą.
W odróżnieniu od swych bardziej osiadłych krewniaków, przywykłych do ciepła kuźni i chłodu skalnych chodników, Rangerzy lepiej czują się w dzikich, leśnych ostępach i na odludnych bezdrożach. Podróżują samotnie lub w niewielkich, samowystarczalnych grupach zwiadowczych, bacznie obserwując niepokojące zjawiska, tropiąc Zielonoskórych, mutantów i plugastwo Chaosu. Ich umiejętność bezszelestnego poruszania się, kamuflażu i obserwacji terenu jest niemal legendarna – wielu spośród nich potrafi zbliżyć się do nieprzyjaciela na tyle blisko, by odczytać inskrypcje na jego broni, wypatrzyć znaki na proporcach lub podsłuchać plany bitwy, nie zdradzając przy tym ani najmniejszego śladu swojej obecności.
Choć głównym celem Rangerów pozostaje niezmiennie ochrona browaru Bugmana oraz szlaków, którymi transportowane są beczki szlachetnego trunku, to jednak ostatnie dekady przyniosły istotne zmiany – zwłaszcza po zawarciu porozumienia pomiędzy Josefem Bugmanem a Hrabiną Emmanuelle von Liebowitz, charyzmatyczną władczynią Nuln, miasta słynącego z armat, prochu i najznakomitszych muszkietów w całym Imperium. Dzięki tej współpracy wybrane oddziały Rangerów Bugmana zaczęły działać wspólnie z Muszkieterami z Nuln – formacją elitarnej piechoty, słynącą z dyscypliny, doskonałego wyszkolenia i precyzyjnego ostrzału. Muszkieterzy z Nuln, przyzwyczajeni do działań w zwartej formacji i ceniący sobie wojskowy rygor, szybko znaleźli wspólny język z krasnoludzkimi strzelcami, którzy od pokoleń słynęli z niezrównanej celności, kunsztu wojennego oraz niezawodnych kusz i rusznic.
Wspólne patrole, zasadzki na Zielonoskórych, zwiad i zabezpieczanie najważniejszych traktów przyniosły obopólne korzyści – krasnoludowie mogli liczyć na wsparcie ognia z muszkietów i taktyczną organizację, a ludzie – na nieustępliwość, hart ducha i niezłomną determinację Rangerów. W ramach wzajemnej pomocy Hrabina Emmanuelle odesłała część swoich wojsk do pilnowania karawan browaru i punktów przeładunkowych, natomiast Josef Bugman wysłał najlepszych spośród swych Rangerów do ochrony magazynów prochu w Nuln oraz eskorty wyjątkowo ważnych dostaw i poselstw.
Tak po raz kolejny został potwierdzony czynami liczący już ponad dwa i pół tysiąca lat sojusz pomiędzy krasnoludami z Gór Krańca Świata a ludźmi zamieszkującymi Imperium – sojusz, który narodził się jeszcze za życia Sigmara Młotodzierżcy, a którego fundamentem, niezmiennie od pokoleń, pozostaje wzajemny szacunek, silne ramię w boju, dobre piwo i jeszcze lepszy proch.
Wozy bojowe Nuln stanowią prawdziwe dzieła inżynierii wojennej i kunsztu miejscowych mistrzów kowalskich. To potężne, ciężkie konstrukcje, których sylwetka przywodzi na myśl ruchome baszty – zbrojne bastiony żelaza i dębowych bali, opasane okutymi pierścieniami i blachami wzmacniającymi. Każdy z tych wozów to świadectwo praktycznego geniuszu inżynierów z Nuln, miasta słynącego z armat, prochu i mistrzów rusznikarstwa.
Grube, wysokie burty z masywnych belek, często dodatkowo pokrywane blachą lub stalowymi płytami, osłaniają załogę przed gradem strzał, bełtów czy ostrzami nieprzyjacielskiej jazdy. Wielu konstruktorów stosuje rozkładane lub unoszone burty, umożliwiające strzelcom ukrycie się i prowadzenie ognia lub szybszą zmianę pozycji. W razie potrzeby wozy te mogą być spięte w zwartą, niemal niezdobytą konstrukcję przypominającą pancerne ściany oblężniczej wieży.
Na wysokim pokładzie bojowym, zabezpieczonym drewniano–metalową burtą, gromadzą się żołnierze z Nuln – doświadczeni muszkieterowie i kusznicy, którzy dzięki przewadze wysokości są w stanie razić nieprzyjaciela ogniem swoich luf i bełtów, zanim ten zdoła zbliżyć się do pozycji obronnej. Dowódca wozu, często weteran licznych kampanii lub sierżant artylerii, korzysta z podwyższenia jako stanowiska obserwacyjnego, skąd wydaje komendy i wskazuje cele.
Niektóre z tych machin bywają wyposażone w uchwyty na arkebuzy i falkonety – dowód kolejnej innowacji płynącej z Kuźni Nuln. W najbardziej elitarnych oddziałach spotyka się również wozy bojowe zdobione herbami cechów rusznikarzy, pancerzami odlanymi w kształcie smoków lub gryfów – symbolami potęgi inżynieryjnej i militarnej miasta.
***
Rydwany są bojowymi wozami od wieków używanymi przez wojowników Starego Świata. Według zapisów w kronikach historycznych także Sigmar, w czasie Bitwy na Przełęczy Czarnego Ognia, dowodził armią prowadząc natarcie w rydwanie Siggurda, wodza Brigundian. Do rydwanów należą pojazdy, które posiadają dwa koła – przymocowane do osi, na której wspiera się platforma, otoczona z trzech stron burtami – i są ciągnięte przez zwierzęta. Im droższy rydwan, tym mocniejsza i bardziej śmiercionośna jego konstrukcja.
Muszkieterzy z Nuln to więcej niż formacja – to manifest postępu, dyscypliny i nieustępliwości. W ich świecie nie ma miejsca na przypadek, a zwycięstwa rodzą się z chłodnej kalkulacji i bezbłędnej współpracy wszystkich elementów tej wojskowej układanki. Wspólne patrole z krasnoludzkimi rangerami, wsparcie magów i bezlitosny ogień piechoty sprawiają, że są w stanie oprzeć się zarówno skaveńskiej zarazie, jak i zielonoskórym hordom. Tu każdy wie, że pomyłka jednego człowieka to luka, w którą Chaos wbije swój szpon – i nikt nie pozwoli, by do tego doszło.
Kiedy opadnie dym po ostatniej salwie, a echa wystrzałów ucichną w ciasnych ulicach i kanałach Nuln, zostaje tylko cisza… i świadomość, że gdzieś tam, na stanowisku strzeleckim, ktoś znów ładuje muszkiet. Bo wojna nigdy się tu nie kończy – zmienia tylko cel. A Muszkieterzy z Nuln, wierni swojemu credo, będą czekać, by raz jeszcze przemówić językiem prochu i stali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz